Marina w Maastricht bardzo kiepsko oznakowana, nie widać jej z rzeki bo na wejściu jest śluza. Podany jest numer telefonu pod który należy dzwonić do śluzowego. Tefeoniczną rozmowę z rodowitym Holendrem ledwo znającym parę słów po angielsku zakończyłam sukcesem.
W marnie atrakcją stał się niewielki wycieczkowy statek, który zatonął w przeciągu 2 minut. Na szczęście nikogo nie było na pokładzie.
W Maastricht na uwagę zasługuje Stadpark czyli park miejski. W Holadii powszechnie przyjęte jest piknikowanie w parkach na trawie. Szkoda, że u nas wciąż mało popularne. W parku poza mnóstwem uroczych miejsc do odpoczynku zachowały się również fragmenty murów miejskich i ruin fortyfikacji, wspólczesne pomniki mniej lub bardziej poważne. Znajduje się również minizoo w kilku zagrodach biegają zwierzęta.
Poza tym większość czasu spędziliśmy spacerując po starym mieście, pośród malowniczych uliczek z uroczymi kawiarniami.
W Entre Deux niedawno przebudowanym centrum handlowym jest księgarnia ulokowana w dawnym kościele dominikańskim.